Victoria Hislop to pierwsza pisarka, która zdecydowała się wydobyć z cienia tragiczną, zapomnianą historię Spinalongi. Popularność wydanej w 2005 roku „Wyspy” sprawiła, że Grecja na nowo stała się jednym z najpopularniejszych wakacyjnych kierunków turystycznych. W 2020 roku Victoria Hislop otrzymała tytuł honorowej obywatelki Grecji.
„Wyspę” Victorii Hislop uhonorowano prestiżową British Book Award. Na jej podstawie powstał bijący rekordy popularności grecki serial telewizyjny. „Pewnej sierpniowej nocy” opowiada o dalszych losach bohaterów tej znakomitej powieści.
Jesteś jedną z pierwszych pisarek − i dziennikarek − która zwróciła uwagę na Spinalongę, małą wysepkę u wybrzeży Krety, która przez ponad pół wieku była kolonią trędowatych. To wokół niej osnułaś historię swojej debiutanckiej powieści zatytułowanej „Wyspa”. Jak trafiłaś do Grecji i na samą Spinalongę i jaka historia wiąże się z tym miejscem?
Po raz pierwszy odwiedziłam Grecję jako nastolatka − pod koniec lat siedemdziesiątych. I z miejsca się w niej zakochałam. Z moją mamą i siostrą wybrałyśmy się na wycieczkę do Aten, a potem na Paros, jedną z wysp na Morzu Egejskim. W Atenach podziwiałyśmy zabytki kultury starożytnej: Partenon, muzea, a także Plakę, historyczną dzielnicę miasta u stóp Akropolu. A na Paros cieszyłyśmy się pięknem naturalnego krajobrazu i błękitem ciepłego morza. Poznałam też smak śródziemnomorskich potraw i specjałów − niesamowitych pomidorów, słonej fety i pachnących melonów. Wszystko było wspaniałe! Odbyłam tę podróż ponad czterdzieści lat temu i od tamtej pory jeżdżę do Grecji regularnie, co najmniej raz w roku.
Wiele lat po mojej pierwszej wizycie w Grecji spędzałam z rodziną wakacje na Krecie. To było dokładnie dwadzieścia lat temu. W jednym ze sklepków turystycznym przypadkiem dostrzegłam przewodnik po Spinalondze. Napisano w nim, że na wyspie znajdują się stare weneckie fortyfikacje, i że miejsce to jest dawną kolonią trędowatych, którą zamknięto w 1957 roku. Ponieważ urodziłam się zaledwie dwa lata później informacja o kolonii trędowatych od razu mnie zainteresowała i wydała mi się niezwykle świeża. Natychmiast udaliśmy się do sąsiadującej ze Spinalongą rybackiej wioski i wynajęliśmy łódź. Wyspa zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkańcy opuścili ją zaledwie przed chwilą i mogli w każdej chwili powrócić. Panowała tam przejmująca atmosfera i chociaż wiedziałam, że ci ludzie musieli cierpieć z powodu choroby i rozłąki z bliskimi, to jednak czułam tam także pozytywne wibracje. Wydało mi się to paradoksem – i bardzo ważnym elementem historii.
Historia samej Spinalongi jest prosta. Od roku 1903 aż do 1957 (kiedy to dotarł tu wreszcie skuteczny lek) rząd Grecji trwał na stanowisku, że każdy obywatel Grecji zarażony trądem musi być izolowany, dlatego wszystkich chorych przysyłano tutaj. Dla większości z nich była to podróż w jedną stronę, nigdy stąd nie wracali. Wielu z nich spędziło na Spinalondze całe życie − jeśli choroba przebiegała łagodnie ich codzienność wyglądała całkiem zwyczajnie, robili zakupy w sklepikach, chodzili do kawiarni lub kościoła, zawierali przyjaźnie, dbali o przydomowe ogródki, nawet mieli dzieci.
Chciałam o nich napisać i pokazać ich nie jako pacjentów, ale zwykłych ludzi, którzy mieli nieszczęście zarazić się tą straszną chorobą. Szczególnie ważna dla mnie była ich odwaga w obliczu przeciwności losu – sama wyspa Spinalonga jest dla mnie pomnikiem godności człowieka. A kwestia napiętnowania i izolacji stały się istotnym elementem mojej opowieści.
Miałaś świetne warunki by zostać poczytną autorką, studiowałaś literaturę angielską na uniwersytecie w Oxfordzie a potem przez kilka lat pracowałaś jako dziennikarka. Czy zawsze marzyłaś by być pisarką?
Zdecydowanie nie! To była ostatnia rzecz, o jakiej bym pomyślała! Mając czternaście lat zdawałam egzamin, które częścią było zadanie z kreatywnego pisania. Pamiętam, że wychodząc z sali miałam szczerą nadzieję, że robiłam coś takiego po raz ostatni w życiu. W szkole i na uniwersytecie z przyjemnością analizowałam dzieła innych. Szczerze mówiąc studiowanie literatur angielskiej było tak dalekie od kreatywności, jak tylko można sobie wyobrazić. Lubiłam także dziennikarstwo, bo wiązało się z bezpiecznym trzymaniem się faktów. Ale wizyta na Spinalondze kompletnie mnie odmieniła. Spacerując po opuszczonych zabudowaniach oczami wyobraźni zobaczyłam jej odizolowaną, trapioną licznymi troskami społeczność i było dla mnie jasne, że to, co napiszę będzie powieścią, a nie zapisem faktów. Całkowicie mnie to zaskoczyło!
„Wyspa” to opowieść o piętnie choroby, o zakazanej miłości, nadziei na lepsze życie i tragedii, która tę nadzieję niweczy i rzuca cień na dalsze życie bohaterów. W „Pewnej sierpniowej nocy” śledzisz losy bohaterów „Wyspy” po dramatycznych wydarzeniach, skupiasz się na postaciach, które wcześniej kryły się w cieniu i w pewnym sensie dajesz im drugą szansę. Co właściwie wydarzyło się tamtej sierpniowej nocy i jaki miało wpływ na dalsze życie Anny, Marii, Manolisa, Andreasa, ich krewnych i ukochanych?
Wydarzenia tytułowej sierpniowej nocy rozgrywają się dokładnie 25 sierpnia. W mojej powieści ta data wyznacza koniec istnienia kolonii trędowatych na wyspie Spinalonga. „Wyspa” opowiada w bardzo skrótowy sposób o tym, co działo się z bohaterami po tych wydarzeniach, nie skupia się jednak na warstwie psychologicznej, nie wspomina w ogóle o tym, jakie były dalsze losy Manolisa − ważnej postaci tej powieści, który po prostu rozpływa się w powietrzu, bo chociaż nie jest winny morderstwa, to jednak ponosi pewną odpowiedzialność za to, co się stało.
Wiemy więc, że Anna została zamordowana. To tragedia dla wszystkich jej bliskich. Nie jest tajemnicą, kto popełnił tę zbrodnię − jej mąż, Andreas, trafia do więzienia. Jej siostra, Maria, która właśnie opuściła Spinalongę, będzie musiała spędzić resztę życia u boku ojca, jej plany na szczęśliwą przyszłość u boku ukochanego mężczyzny właśnie runęły w gruzach. Manolis, kochanek Anny, znika bez śladu. Antonis, który kochał ją od dzieciństwa, jest zdruzgotany. Tragiczna śmierć Anny odmienia życie wielu osób. To, w jaki sposób pogodzą się z tą stratą stanowi główną oś historii opowiedzianej w powieści „Pewnej sierpniowej nocy”.
„Pewnej sierpniowej nocy” to przede wszystkim historia dwóch rodzin, które doświadczają niewyobrażalnego dramatu i które ten dramat jednocześnie dzieli i łączy. Jest w tej historii tragizm rodem z greckiej tragedii. Nieszczęście, do którego doszło, było nieuniknione, ale stanowiło też swego rodzaju katharsis, po którym karty zostały rozdane na nowo… O ile więc „Wyspa” była opowieścią o tragedii, która zmienia wszystko, „Pewnej sierpniowej nocy” mówi o budowaniu życia na nowo. Czy mam rację?
Dokładnie tak! Wydarza się rzecz straszna, ale to dramatyczne zajście staje się punktem zwrotnym, wyznacza nowy początek, choć tamtej sierpniowej nocy bohaterowie jeszcze się tego nie spodziewają. Zupełnie jak w prawdziwym życiu wszyscy oni muszą wejść w zupełnie nowe życie, zbudować je od zera, wyznaczyć nowy porządek, spojrzeć na rzeczywistość z zupełnie innej strony.
Twoje pozostałe książki: „Powrót”, „Nić”, „Z widokiem na wschód słońca”, „Pocztówki z Grecji” również dzieją się w Grecji. Co łączy Cię z tym krajem i co cię w nim tak urzeka?
Doskonałe pytanie! Jestem zafascynowana współczesną Grecją. To niezwykle piękny kraj i przebogaty kulturowo, ale też zawsze znajdujący się w stanie wrzenia. W ciągu pięćdziesięciu lat swojej dwudziestowiecznej historii Grecja doświadczyła m.in. zalewu przez falę uchodźców, która zwiększyła jej populację o 25 %, okupacji nazistowskiej, wojny domowej oraz dyktatury (dwukrotnie!). Zawsze interesuje mnie, jak ludzie przeżywają takie wstrząsy i o tym piszę w swoich powieściach – zwykle skupiając się na doświadczeniach kobiet.
Najnowsza historia Grecji jest bardzo burzliwa, podczas gdy w tym samym okresie w Wielkiej Brytanii było stosunkowo spokojnie, obeszło się bez wojen i przewrotów, wygląda więc na to, że po prostu nie miałam innego wyjścia, jak szukać „mocniejszego” tła historycznego dla moich opowieści poza własnym krajem.
Podobno jesteś też w jakiś sposób związana z Polską. Powiesz coś więcej na ten temat?
Oczywiście, z przyjemnością! Mój dziadek, który zmarł mniej więcej rok przed moimi narodzinami, był kapitanem marynarki handlowej. Spędził większość życia na Bałtyku, a gdy moja mama była dzieckiem i później, raz na dziesięć dni przyjeżdżał na krótko do domu, aby zobaczyć się z moją babcią. Zmarł w Polsce na zawał serca. Ale rodzinna legenda głosiła, że umarł w ramionach Polki. Więc zawsze wyobrażałem sobie, że gdzieś tam miał zupełnie inne życie, może inną rodzinę. Podobno moja babcia nie poszła na jego pogrzeb – co zawsze mnie dziwiło…. Otacza go jakaś tajemnica. Bardzo chciałbym poznać prawdę. I oczywiście odwiedzić Polskę – nie tylko po to, żeby się czegoś dowiedzieć (bo nie sądzę, żeby to było jeszcze możliwe), ale odwiedzić miejsca, w których bywał za życia.
Jesteś ambasadorką Lepry, co to za organizacja i na czym polega twoja rola?
Jest to organizacja charytatywna założona w 1924 roku, aby pomóc w walce z trądem na całym świecie. Obecnie istnieje już skuteczne lekarstwo, ale chorzy na trąd wciąż napotykają wiele trudności. Już sama diagnoza jest problematyczna, ponieważ ci, którzy podejrzewają u siebie tę chorobę, często próbują ją ukryć. Tysiące ludzi wciąż cierpią na trąd, głównie w Indiach i Bangladeszu – co roku wykrywanych jest około 300 000 nowych przypadków! Lepra szkoli lekarzy w zakresie diagnozowania i leczenia – a także zapewnia istotną edukację na temat choroby i zajmuje się dystrybucją leków! To zespół niezwykle oddanych sprawie profesjonalistów, który wykonuje niesamowitą pracę. Moim zadaniem jest podnoszenie świadomości na temat samej choroby i jej leczenia oraz pozyskiwanie darowizn a także zachęcanie osób prywatnych i firm do przekazywania funduszy na rzecz organizacji i jej podopiecznych.