Mieszkańców małego turystycznego miasteczka w Kolorado elektryzuje wiadomość o zniknięciu nastoletniej Abigail. Tragiczne i niewyjaśnione zdarzenie szybko odsłania prawdziwe ‒ nienawistne, okrutne i pełne uprzedzeń ‒ oblicze tej pozornie zżytej i przyjaznej społeczności. Nikt tu nie powie tego głośno, ale wszyscy wiedzą, że Abi… już nie żyje.
W debiucie powieściowym młodej Brytyjki, Anny Bailey, prawdziwa groza kryje się nie w kryminalnej zagadce, lecz w tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domów przykładnych amerykańskich obywateli.
Twój debiut powieściowy „Przedsionek piekła” powstał jako bezpośredni rezultat kursu kreatywnego pisania organizowanego przez agencję literacką Curtisa Browna, w którym wzięłaś udział. Ale pisanie już wcześniej nie myło ci obce ‒ twoja mama, Jane Bailey, jest popularną autorką bestsellerów, a ty sama studiowałaś kreatywne pisanie na uniwersytecie w Bath. Jak zostaje się pisarką w rodzinie z pisarskimi tradycjami?
Anna Bailey: Od dziecka lubiłam opowiadać historie. Prawdopodobnie większość autorów tak twierdzi i w przypadku zdecydowanej większości z nich jest to prawda. Bo pisanie to nie tylko zawód, ale też część osobowości, wyraz tego, kim się jest. Miałam wielkie szczęście, że moja mama zachęcała mnie, bym rozwijała tę część siebie i traktowała bardzo poważnie moje pierwsze próby literackie. Choć obie jesteśmy pisarkami, nasza twórczość bardzo się różni i także dlatego zależało mi na samodzielnym wejściu na rynek wydawniczy; chciałam uniknąć pytań o to, czy piszę takie same książki jak Jane Bailey. Ale to dzięki twórczej matce od początku traktowałam pisanie jako fach na całe życie, poważną profesję, a nie tylko hobby, coś co będę robić z doskoku, co może się udać albo nie. Studiując na uniwersytecie miałam całkiem sporo znajomych, których rodzicom nie bardzo podobał się wybrany przez nich kierunek, i którzy życzyliby sobie, by ich potomstwo zdecydowało się na jakiś nieco bezpieczniejszy fakultet. Trudno ich winić ‒ ja miałam niesamowite wsparcie w domu i znałam pisarski światek od podszewki, a gdy skończyłam studia i próbowałam znaleźć pracę jako dziennikarka, trafiłam na mur nie do pokonania. Właściwie byłam już bliska poddania się, gdy okazało się, że czeka na mnie wolne miejsce na kursie kreatywnego pisania powieści organizowanym przez agencję Curtisa Browna. To było sześć miesięcy intensywnej pracy nad tekstem ‒ pisania i edytowania. Właściwie cały materiał, z którym zjawiłam się na tym kursie natychmiast wylądował w koszu. Okazał się wcale nie tak dobry jak sądziłam. Ale oprócz znakomitych wykładowców I zupełnie nowego podejścia do pracy pisarskiej, kurs dawał możliwość powierzenia tekstu, nad którym przez sześć miesięcy ciężko pracowaliśmy, prawdziwemu agentowi literackiemu, co w Wielkiej Brytanii jest niezwykłą rzadkością i ogromną szansą. Ta wizja okazała się dla mnie niezwykle motywująca ‒ w ciągu tego półrocza nie tylko zaczęłam pisać powieść od nowa, ale nawet udało mi się ją ukończyć, a wisienką na torcie był kontrakt, który podpisała ze mną agencja!
Whistling Ridge ‒ małe miasteczko w stanie Kolorado, gdzie rozgrywa się akcja „Przedsionka piekła” ‒ to najlepsze i jednocześnie najgorsze miejsce na świecie, przypomina nieco Twin Peaks z telewizyjnego serialu i nawet bardziej podobne jest do tych wszystkich prowincjonalnych mieścin z prozy Stephena Kinga, gdzie jakieś tragiczne zdarzenie ‒ w tym przypadku jest to zniknięcie szesnastoletniej Abigail ‒ ujawnia najgorsze cechy pozornie przyjaznej i zżytej małej społeczności. Nagle wychodzą na jaw uprzedzenia, skrywane urazy, nietolerancja, ksenofobia, homofobia, okrucieństwo i nienawiść. Studiując na uniwersytecie doświadczyłaś niechęci i prześladowań ze względu na twoją orientację seksualną, co skłoniło cię do podjęcia decyzji o opuszczeniu Anglii, gdy tylko ukończyłaś naukę. Dlaczego zdecydowałaś się akurat na prowincjonalną Amerykę? I jak twoje doświadczenia sprzed wyjazdu i z czasu pobytu w stanach wpłynęły na twoją twórczość?
Anna Bailey: Na studiach byłam bardzo nieszczęśliwa. Dokuczano mi, ale bardziej dotknęło mnie wykluczenie ‒ milczenie i krzywe spojrzenia ‒ niż komentarze i podłe uwagi na mój temat. Bardzo mi jednak zależało na uzyskaniu dyplomu, więc dotrwałam do końca. Amerykański przyjaciel, który ze mną studiował, po zakończeniu nauki wracał do domu do Teksasu. Zaproponował, żebym do niego dołączyła, żeby zobaczyć, jak tam jest. Poświęciłam wszystkie swoje skromne oszczędności, żeby się tam dostać. Na miejscu zdałam sobie sprawę, że trochę mnie poniosło i ten wyjazd mógł być błędem, ale było już za późno, bo nie miałam pieniędzy na bilet powrotny. Ameryka to strasznie skomplikowany kraj, do dziś mam mieszane uczucia wspominając czas, który tam spędziłam.
Na początku zamieszkałam w Teksasie, który jest dokładnie taki, jak pokazują go w filmach ‒ wszędzie Jezus i kowboje. To bardzo republikański stan, a kiedy przyjechałam Donald Trump akurat ubiegał się o fotel prezydenta, nie trudno więc sobie wyobrazić, jak intensywną kampanię tam prowadził. Polityka Trumpa podzieliła Amerykę, ludzie stali się bardzo agresywni, puściły wszelkie hamulce, wokół czułam wrogość. Z jednej strony mnie to przerażało, z drugiej czułam zachwyt ‒ pokazami rodeo, zapierającymi dech w piersiach krajobrazami, odmiennością miejsc, które odwiedzałam od tych, w których dorastałam w Wielkiej Brytanii. W Ameryce było po prostu inaczej. Wielu bohaterów, którzy pojawiają się w „Przedsionku piekła”, zainspirowały spotkane przeze mnie wtedy w Teksasie postaci: kaznodzieje, weterani, gospodynie domowe. Ale największy wpływ na tę powieść miał mój pobyt w Kolorado. Byłam oszołomiona majestatem gór skalistych, gdy po raz pierwszy je zobaczyłam. Brutalne piękno gór, lasów i dzikiej przyrody robi naprawdę niesamowite wrażenie. Wczesnym rankiem jeździłam po parku narodowym z nadzieją, że natknę się na łosia lub niedźwiedzia. Pomimo nieustającego zachwytu okolicą, czułam się coraz bardziej samotna, bo miasteczko, w którym zamieszkałam leżało z dala od uczęszczanych szlaków. Urok małych amerykańskich miasteczek kryje się w poczuciu bycia poza prawem ‒ może się tu zdarzyć dosłownie wszystko i nikt, absolutnie nikt, się o tym nie dowie. Uderzyło mnie, że ludzie muszą się tu czuć jak w pułapce, i być może zrobiliby wszystko, żeby tylko stąd uciec. I tak zrodził się pomysł na książkę, bo wiele osób chciałoby uciec z Whistling Ridge.
„Przedsionek piekła” to w rzeczywistości powieść socjologiczno-społeczna ukryta pod płaszczykiem thrillera kryminalnego. Większość postaci ma tu coś do ukrycia ‒ jakiś bolesny lub brudny sekret. Nie ma tu szczęśliwych bohaterów, a prawie każdy został kiedyś psychicznie lub fizycznie zraniony. Nienawiść i poczucie krzywdy zdają się być zaraźliwe, więc młode pokolenie jest już na straconej pozycji ‒ wyjechać z miasta i nigdy nie oglądać się za siebie, wydaje się jedynym skutecznym rozwiązaniem. Bo w Whistling Ridge winna jest zawsze ofiara. Jeśli jesteś inny lub ośmielasz się mieć marzenia, zostaniesz ukarany. Tak więc Abi, zaginiona nastolatka, albo z własnej woli opuściła miasteczko, by spróbować szczęścia gdzie indziej (i niech się jej dobrze wiedzie!), albo już nie żyje (dostała to, na co zasłużyła!). Dlaczego wybrałaś gatunek thrillera, by pisać o tak istotnych kwestiach? Czy Whistling Ridge jak w soczewce skupia wszystkie najgorsze cechy mniejszych i większych zamkniętych społeczności rozsianych po całym świecie? Czy to dlatego tak łatwo obudzić tu demony nienawiści i wrogości wobec każdego, kto jest obcy, a więc inny? Co prowadzi nas wprost do pytania o pochodzenie i istotę zła…
Anna Bailey: Tak naprawdę chciałam napisać powieść o rodzinie ‒ wydaje mi się, że dla każdego z nas własna rodzina jest swego rodzaju zagadką, skrzynią pełną niezrozumiałych tajemnic, dlatego lubię eksplorować ten temat jako pisarka. Zależało mi jednak, żeby połączyć pisanie o rodzinnych sekretach z moim, bardzo jeszcze świeżym, doświadczeniem pobytu w kraju tak dziwnym i niezwykłym jak Stany Zjednoczone. Naturalnym następstwem tego kierunku myślenia było umieszczenie w centrum wydarzeń rodziny z małego amerykańskiego miasteczka, którą dotyka niespodziewana tragedia. Nie do końca wiadomo, co się właściwie wydarzyło i tak buduje się kolejna warstwa tej zagadki. Lata prezydentury Trumpa pozwoliły wielu ludziom odsłonić swoje prawdziwe oblicze, tutaj mamy wiele takich postaci, które czują przyzwolenie na nienawiść i nietolerancję, którym się wydaje, że obrona przed tym, co obce i inne jest w dobrym tonie, jest wręcz obowiązkiem, który powinien spełnić każdy dobry obywatel. Pozwoliłam tej małej społeczności obnażyć kły w obliczu dramatycznej sytuacji, jaką w tym przypadku jest zaginięcie młodej dziewczyny.
Biorąc pod uwagę to, że kościół odgrywa doniosłą rolę w Whistling Ridge, można chyba skorzystać z używanej przez niego narracji, by stwierdzić, że wszyscy mieszkańcy tego miasteczka są grzesznikami, a ich najcięższym grzechem jest grzech zaniedbania. Nie sprzeciwiają się psychicznej i fizycznej przemocy ‒ ani kiedy wymierzona jest w nich samych, ani kiedy są jej świadkami w stosunku do innych, najczęściej niewinnych osób ‒ tego rodzaju bierność prowadzi wprost do tego, że z ofiar i obserwatorów niepostrzeżenie zmieniają się w oprawców. Czy myślisz, że istnieje jakiś sposób, by zapobiegać szerzeniu nietolerancji i nienawiści? Czy jest metoda, by bronić przed nią tych najbardziej wrażliwych młodych ludzi, którzy mogą czuć się odmienni z miliona powodów? Zakończenie twojej powieści daje iskierkę nadziei, że nigdy nie jest za późno, by podjąć działanie, by wreszcie postąpić właściwie, a może nawet zacząć wszystko od początku dokładnie tak, jak należy.
Anna Bailey: Dobre pytanie! I bardzo trudne. Obawiam się, że proste i skuteczne uniwersalne rozwiązanie w tym przypadku nie istnieje. Nie ma cudownego leku na nienawiść i nietolerancję. Niestety. Tym bardziej, że wykluczenie i poczucie bycia innym dotyka nie tylko młodzież i nie znika magicznie wraz z pełnoletnością. Może jednak faktycznie w przypadku młodych ludzi jest szczególnie dotkliwe, bo spędzili zbyt mało czasu z samymi sobą, by czuć się pewnie w swoich ciałach i stabilnie w swojej osobowości. Kiedy przyjrzeć się wnikliwie, właściwie każda postać w „Przedsionku piekła” jest w jakimś sensie outsiderem. Rat jest imigrantem, Noah homoseksualistą, ale mamy też ojca Noaha, weterana wojny w Wietnamie, który samotnie i bardzo nieskutecznie zmaga się z syndromem stresu pourazowego, i matkę Noaha, która również jest bardzo mocno zaburzoną kobietą. Wszyscy oni czują się obco, dlatego nie potrafią sobie zaufać i, kiedy Abi przepada bez wieści, jeszcze bardziej się antagonizują. Bohaterowie, którzy doświadczają szczęśliwego zakończenia są gotowi na zmianę, dają sobie szansę by otworzyć się na innych, także na ich odmienność. Może wystarczy dopuścić możliwość, że nie istnieje jedna słuszna droga, że może być inaczej, że my możemy być różni i gdy to akceptujemy nie następuje koniec świata.
Podpisałaś kontrakt na więcej niż jedną książkę. Wiem, że już pracujesz nad kolejną książką. Zdradź proszę, co to będzie za historia.
Anna Bailey: To prawda, moja druga powieść ukaże się w przyszłym roku. Akcja rozgrywać się będzie w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku w Teksasie. Główną bohaterką będzie dziennikarka, która po latach powraca do rodzinnego miasta, by rozwiązać zagadkę pewnego morderstwa, a przy okazji próbuje naprawić stosunki z ludźmi, których lata temu opuściła.