Lucida Riley zabiera czytelniczki w bajeczną podróż – tym razem z dekadenckiego Nowego Jorku na niezmierzone równiny Afryki!
Elektra bardzo się różni od swoich sióstr i w poprzednich powieściach z tego cyklu pojawia się najrzadziej. Czy trudno było ci odnaleźć jej głos?
Siostrę Słońca zaczęłam pisać, skupiając się na czasie teraźniejszym tej historii, a nie na zagłębianiu się w przeszłość. Chciałam od razu zanurzyć się w chaos życia Elektry i wczuć się w jej postać. Martwiłam się, że może się wydać niesympatyczna – w innych książkach z cyklu Siedem Sióstr pojawiała się sporadycznie. Czytelnicy wiedzą tylko, że łatwo wpada w złość, ma problemy z alkoholem i narkotykami i jest słynną modelką. Nie chciałam ukrywać negatywnych cech jej charakteru. Zamierzałam przedstawić jej drogę do odkrywania siebie, walkę z uzależnieniami i to, jak stopniowo zyskuje przyjaciół, którym na niej zależy. Sądzę, że wielu czytelników będzie potrafiło zrozumieć jej samotność i smutek, a także to, że używki były dla niej jedynie sposobem radzenia sobie z problemami i zagłuszania cierpienia. Uwielbiam Elektrę. Jest interesująca i zabawna. Ma wiele wad, ale to osoba o wielkim sercu, pełna pasji. Mam nadzieję, że moi czytelnicy pokochają ją tak samo jak ja.
Na ile Elektra przypomina swoją mitologiczną imienniczkę?
Podobnie jak ona jest „elektryzująca”. Na tym budowałam jej postać. Słowo elektra oznacza bursztyn i elektryczność, którą niegdyś uważano za energię Słońca zamkniętą w kamieniu. Dla mnie to idealne podsumowanie osobowości tej bohaterki ¬– jest w niej uwięziona dzika, gwałtowna energia, która może być życiodajna, ale też może prowadzić do autodestrukcji. Ta powieść jest historią o tym, jak Elektra przezwycięża ciemną stronę siebie.
Czy od początku pisania tej serii wiedziałaś, że historia Elektry będzie związana z Kenią? Jak podchodziłaś do badań tematu?
Zawsze marzyłam o tym, by lepiej poznać Afrykę. Kultowy film Biała intryga z Gretą Scacchi, Johnem Hurtem i Charlesem Dance’em sprawił, że zainteresowałam się zwłaszcza Kenią. Zafascynowało mnie dekadenckie życie mieszkańców Wesołej Doliny – bogatych kolonialnych osadników, którzy zmienili to miejsce w swój plac zabaw. Intrygowały mnie skomplikowane relacje pomiędzy wywodzącymi się z różnych ras mieszkańcami tego kraju – białymi osadnikami, Masajami, Kikujami, Somalijczykami i Hindusami. Poznawanie Masajów było sporym wyzwaniem. Starałam się unikać turystycznego spojrzenia na ich kulturę. Odwiedziłam School of Orientaland African Studies w Londynie, by szukać głównie opracowań pisanych przez masajskich naukowców, a nie białych kolonialistów. Potem pojechałam do Kenii i dzięki rozmowom z jej mieszkańcami zaczęłam rozumieć, jak bardzo kochają i szanują tę ziemię, do jakiego stopnia żyją z nią w symbiozie. Zafascynowały mnie stosunki Masajów z niektórymi białymi osadnikami na początku dwudziestego wieku, takimi jak lord Delamere, który często zapraszał masajskich wodzów, by słuchali z nim muzyki z płyt, czy Gilbert Colville, który wykorzystał swoje kontakty z Masajami, by stać się najbogatszym ranczerem i hodowcą bydła w Kenii. To nim inspirowałam się, tworząc postać Billa Forsythe’a.
W jaki jeszcze sposób zapoznawałaś się z realiami Kenii z czasów kolonialnych i w jaki sposób budowałaś z tego fabułę?
Zanim pojechałam do tego kraju, czytałam biografie wielu postaci kluczowych dla Wesołej Doliny, takich jak Idina Sackville czy Alice de Janzé. Zafascynowała mnie zwłaszcza Kiki Preston, wyjątkowa osobowość tamtejszej śmietanki towarzyskiej. Odkryłam, że napisano o niej bardzo niewiele, i musiałam przewertować mnóstwo książek, by znaleźć jakiekolwiek wzmianki o niej. Kiedy byłam w Kenii i rozmawiałam z ludźmi, którzy znali historie z czasów kolonialnych, uderzyło mnie, jak bardzo różnie je przedstawiają. Spojrzenie na przeszłość jest czymś subiektywnym i bardzo często trafia się na relacje, które przeczą sobie nawzajem. Właśnie dlatego pisanie Siostry Słońca było trudne: nigdy nie miałam pewności, co jest bliższe prawdy. Ale jednocześnie to ułatwiało zadanie, bo pozwalało mi wykorzystać prawo autorki powieści do popuszczenia wodzy wyobraźni przy wypełnianiu białych plam. Podczas wyprawy do Afryki ogromne wrażenie zrobiła na mnie wizyta w klubie Muthaiga. To było coś niezwykłego – znaleźć się w miejscu, gdzie legendarne postacie z Wesołej Doliny tańczyły, spotykały się, ścierały ze sobą i przeżywały wielkie miłości.
W Siostrze Słońca przedstawiasz dokładnie drogę Elektry do wyjścia z nałogu. Czy ośrodek odwykowy Ranczo ma swój pierwowzór?
Chciałam opisać powrót do zdrowia Elektry tak dokładnie i z takim wyczuciem, jak to tylko możliwe. Opierałam się na doświadczeniach niektórych z moich czytelników. Dziękuję im z głębi serca za to, że zdobyli się na szczerość i podzielili się ze mną przeżyciami związanymi z nałogiem – własnym lub bliskich im osób. Ranczo opisywałam na podstawie tego, co zobaczyłam w jednym z amerykańskich ośrodków odwykowych, który odwiedziłam „pod przykrywką”, by poznać rytm życia pensjonariuszy. Dowiedziałam się, że terapia opiera się na kształtowaniu nowych pozytywnych nawyków, dzień po dniu, i na uświadamianiu sobie prawdziwej przyczyny sięgania po alkohol i narkotyki.
Czy napisanie historii Elektry było dla ciebie trudniejsze niż innych w tym cyklu?
Już w poprzednich książkach mierzyłam się z poważnymi tematami. W Siostrze Perły pisałam o Aborygenach w Australii, a w Siostrze Księżyca o andaluzyjskich Romach, co otworzyło mi oczy na wiele spraw. Serce mi pękało, kiedy odkrywałam, co musieli wycierpieć w przeszłości. Siostra Słońca również przedstawia ludzi pozbawionych praw obywatelskich, jak Masajowie, którym odebrano ich ziemie. Wiele niesprawiedliwości doświadczyli również Afroamerykanie, a młodzi narkomani nie mają wielkich szans na uzyskanie właściwej pomocy. Po zbadaniu tych tematów uznałam, że muszę wysunąć te kwestie na pierwszy plan. Oczywiście miałam opory. Zastanawiałam się, czy jestem właściwą osobą do opowiadania takich historii? Jestem przecież biała, mam irlandzkie korzenie. Jednak jeszcze niespełna sto lat temu moi przodkowie byli uznawani za klasę niższą. Powinno się dopuścić do głosu samych pokrzywdzonych i publikować więcej literatury tworzonej w ich kręgach. Na razie mogę mieć tylko nadzieję, że udało mi się zwrócić uwagę na problemy, z którymi się borykają.
Jednym z głównych wątków serii Siedem Sióstr jest macierzyństwo. W Siostrze Słońca widzimy kilka typów matek. Sądzisz, że jest jakiś jeden idealny wzorzec matki?
Moim zdaniem „macierzyństwo” nie ma nic wspólnego z więzami krwi czy byciem „idealnym”, bo matki są tylko ludźmi. Wszyscy popełniamy błędy, kiedy wychowujemy dzieci. Dla mnie macierzyństwo oznacza, że kocha się dziecko bardziej niż siebie i pragnie dla niego tego, co najlepsze. Jedną z moich ulubionych postaci w tej książce jest Cecily. Dzięki macierzyństwu odkrywa, że pragnie naprawiać świat poprzez edukację – ma dla kogo walczyć. Z kolei Stella jest zupełnie inną matką. Mając do wyboru pracę albo dobro córki, decyduje się na to pierwsze, choć jest to również podyktowane koniecznością zarabiania na życie. Swoją działalnością na rzecz równouprawnienia ras Stella pomaga tysiącom ludzi, ale, o ironio, ofiarą tego oddania sprawie staje się jej własna córka.
Dzięki postaci Stelli czytelnik poznaje trudne doświadczenia Afroamerykanów w czasach walki o prawa obywatelskie. Jak podeszłaś do tego tematu?
Nie chciałam dawać lekcji historii, ale zależało mi, żeby Elektra i moi czytelnicy dowiedzieli się o bojach, które musiało stoczyć pokolenie jej babki, by ona mogła cieszyć się pełnią praw. Elektra sama przyznaje, że zawsze wydawało się jej, że historia to rycerze na koniach i turnieje. Nie zdawała sobie sprawy, że historia może być żywym wspomnieniem i nadal wpływać na losy czyjejś rodziny. Starsze pokolenie może nas wiele nauczyć. Należące do niego kobiety były pionierkami feminizmu i wolności, jaką my dziś uważamy za coś najbardziej naturalnego w świecie. Mam nadzieję, że moi czytelnicy zainteresują się bardziej przeszłością swoich bliskich i zaczną wypytywać o dawne czasy swoje babcie i dziadków.
W Siostrze Słońca znów pojawia się Zed. Spotyka się z Elektrą. Czy od początku to planowałaś?
Wiem, że wielu moich czytelników nie lubi Zeda, podobnie jak ja, zwłaszcza po tym, co się działo w Siostrze Księżyca. Tak, wiedziałam, że pojawi się w życiu Elektry. Od początku taki był plan, bo Zed i jego ojciec Kreeg Eszu reprezentują greckiego boga Zeusa, który napastował niektóre z sióstr Plejad. Według mitu Zeus jest ojcem kilkorga dzieci Elektry! Towarzystwo Zeda wydobywa z Elektry wszystko, co najgorsze. W drodze do trzeźwości odsuwa się ona od niego. Czy to już koniec z Zedem Eszu i nie będziemy go więcej spotykać? Poczekamy, zobaczymy…
Czy tak ogromna światowa popularność Siedmiu Sióstr przerosła twoje oczekiwania?
Tak!!! Kiedy wpadłam na cały ten pomysł i powiedziałam swoim wydawcom, że chcę napisać cykl powieści oparty na mitach o siedmiu siostrach Plejadach, popatrzyli na mnie tak, jakbym oszalała. Ale zaufali mi na tyle, by pozwolić mi napisać pierwszą książkę. Ta odniosła sukces, a co było dalej… wiadomo. Zainteresowanie czytelników bardzo mnie motywuje i inspiruje. Jestem zdumiona i zachwycona, że aż tylu ludzi na świecie czyta te powieści. Dostaję wiele listów, w których czytelnicy piszą, ile ten cykl dla nich znaczy, i mam nadzieję, że siostry D’Aplièse i ich tak różniące się od siebie drogi życiowe odnoszą się w pewien sposób do każdego z nas.
Siostra Słońca kończy się dość dramatycznym akordem. Czego można spodziewać się po siostrach D’Aplièse w części siódmej tej sagi?
Korciło mnie, żeby napisać to ostatnie zdanie Siostry Słońca, odkąd zaczęłam tę serię w roku 2013, i nareszcie mogłam sobie na to pozwolić. Wielka chwila! Praca nad Siedmioma Siostrami była dla mnie niczym cudowna podróż i choć akcja posuwa się naprzód, łącząca wszystko tajemnica pozostaje niewyjaśniona. Mam nadzieję, że odkrywanie sekretów związanych z brakującą siostrą w tomie siódmym i na #whoispasalt będzie ciekawe…