Rodzina królewska zajmuje szczególne miejsce w życiu Brytyjczyków. Chyba w żadnym innym kraju obywatele i media nie skupiają aż do tego stopnia swojego zainteresowania na życiu prywatnym osób sprawujących władzę. Dwór Windsorów, to też kopalnia inspiracji dla twórców fikcyjnych fabuł. W 2018 roku, gdy książę Harry brał budzący kontrowersje ślub z aktorką Meghan Markle, jedna z najbardziej lubianych brytyjskich pisarek, autorka bestsellerowej sagi „Siedem Sióstr”, zaskoczyła czytelniczki porywającą powieścią o zakazanej miłości i sekretnym liście, który może zagrozić stabilności brytyjskiego tronu.
„Sekret listu” to niesamowicie wciągająca i doskonale napisana historia – z agentami specjalnymi, pościgami, strzelaninami i paroma ofiarami śmiertelnymi, pozwalająca zajrzeć pod podszewkę dworskich intryg. Warto po nią sięgnąć właśnie teraz, kiedy oczy całego świata znów zwrócone są na brytyjski dwór królewski.
Przypominamy rozmowę z Lucindą Riley z 2018 roku. Autorka udzieliła wywiadu tuż po polskiej premierze „Sekretu listu”.
Fabuła „Sekretu listu” jest wyjątkowo misternie skonstruowana. Przyznaję, że nie mogłam się oderwać od lektury, zanim nie dotarłam do ostatniej strony. Co to za historia i jak wpadłaś na pomysł jej napisania?
Lucinda Riley: Pracę nad tą powieścią zaczęłam w 1998 roku – dokładnie dwadzieścia lat temu. Po kilku książkach, które odniosły spory sukces, zamarzyło mi się napisanie thrillera, którego bohaterowie byliby dość luźno wzorowani na członkach brytyjskiej rodziny królewskiej. W tym czasie jej popularność drastycznie spadła – to było niedługo po śmierci księżnej Walii, Diany – może więc powinnam była bardziej wziąć sobie do serca jedną z pierwszych wewnętrznych recenzji, której autor sugerował, że podjęty przeze mnie temat nie zyska akceptacji Pałacu Świętego Jakuba. Jakby tego było mało, w roku 2000 przypadała setna rocznica urodzin królowej matki. Tuż po premierze książki miały się zacząć oficjalne ogólnokrajowe obchody roku jubileuszowego. Tymczasem zaraz przed publikacją powieści wszelkie działania promocyjne nagle stanęły w miejscu, zamówienia z księgarń zostały anulowane, grafik spotkań autorskich był pusty. Książka, która nosiła wtedy tytuł „Widząc podwójnie” („Seeing Double”), właściwie nie ujrzała światła dziennego.
Wiele powieści później ja i mój brytyjski wydawca doszliśmy do wniosku, że nadszedł czas, by dać tej książce drugą szansę. Jak na ironię, fabuła okazała się wyjątkowo aktualna – i znalazła odbicie w odważnych i nowoczesnych decyzjach najmłodszego pokolenia królewskiego rodu, co dowodzi, nie tylko tego, że życie naśladuje sztukę, ale też, że brytyjska rodzina królewska weszła wreszcie w XXI wiek. Na szczęście – inaczej niż w mojej książce – w prawdziwym życiu historia ma dużą szansę na baśniowe zakończenie.
Wydaje się, że rodzina królewska zajmuje szczególne miejsce w życiu Brytyjczyków. Jak wygląda ta skomplikowana relacja? Bo chyba w żadnym innym kraju obywatele i media nie skupiają aż do tego stopnia swojego zainteresowania na życiu prywatnym osób sprawujących władzę i ich rodzin.
Lucinda Riley: Jak dotąd napisałam dwie książki, w których pojawia się i odgrywa istotną rolę rodzina królewska. Ale podczas gdy „Siostra cienia” została zainspirowana historyczną relacją między Edwardem VII i jego kochanką Alice Keppel, „Sekret listu” to czysta fikcja.
Kiedy pisałam pierwszy szkic „Sekretu listu”, śmierć księżnej Diany była wciąż bardzo świeża w świadomości Brytyjczyków. Siła oddziaływania tabloidów, a potem także mediów społecznościowych, była wręcz oszałamiająca, a ja chciałam się jej przyjrzeć z dwóch zupełnie różnych punktów widzenia: tych, którzy, jak Joanna, polują i tych, którzy stają się zwierzyną łowną, jak Zoe.
Rozdarcie między miłością a obowiązkiem i walka bohaterów o osobiste szczęście jest głównym tematem wielu moich książek. Chyba nigdzie ten wewnętrzny konflikt nie jest aż tak wyrazisty, jak w prywatnych losach członków rodzin królewskich – na całym świecie, nie tylko w Wielkiej Brytanii. Ale to tu dorastałam i tu mieszkam, a przez cały ten czas członkowie królewskiego rodu nie znikają z nagłówków gazet – to oczywiste, że w końcu musiałam sobie zadać pytanie: „Co by było gdyby…?”.
Tajemnice z przeszłości i gorące uczucia to znaki rozpoznawcze Twoich powieści. W „Sekrecie listu” mamy jednak prawdziwą historię kryminalną – z agentami specjalnymi, pościgami, strzelaninami i paroma ofiarami śmiertelnymi. Wpakowałaś swoich bohaterów w niezłe kłopoty i nie wszystkim udało się ujść z życiem. To niesamowicie wciągająca i doskonale napisana historia. Mam wrażenie, że świetnie się bawiłaś, pisząc tę niemal kryminalną opowieść.
Lucinda Riley: Myślę, że ogromnie ważne w pracy pisarza jest nieustanne przekraczanie granic i stawianie czoła różnym gatunkom. Trzeba eksplorować swoje pomysły na różnych polach i dbać o to, by nie traciły na aktualności. Oczywiście, łatwo i bezpiecznie jest pozostać w swojej niszy i pisać w kółko to samo, ale jeśli ja sama nie czuję ekscytacji pracując nad książką, jak mogę spodziewać się zachwytów ze strony czytelników? Zwłaszcza podczas pisania serii „Siedem Sióstr” odkryłam, jak odświeżające, a nawet terapeutyczne potrafi być wyjście z mojej „bańki Pa Salta” i napisanie czegoś zupełnie innego, nienależącego do cyklu. Zawsze chciałam napisać thriller, a gdybym nie była pisarką, na pewno zrobiłabym spektakularną karierę w tajnych służbach jako kobieta szpieg!
Zanim na poważnie zajęłaś się pisaniem, byłaś aktorką – teatralną, telewizyjną i filmową. Jak wspominasz ten czas i czy bazowałaś na doświadczeniach z tamtego okresu, pisząc „Sekret listu”? Czy wielki James Harrison ma swój pierwowzór?
Lucinda Riley: Moja matka była aktorką, a babcia śpiewaczką operową, więc teatr mam we krwi. Pierwszą ważną rolę zagrałam w wieku dziewięciu lat, a potem moja kariera aktorska potoczyła się już bardzo szybko. Tak, zdecydowanie korzystałam z moich doświadczeń w świecie teatralnym i filmowym – zarówno pisząc o Jamesie Harrisonie, jak i o Zoe. A prototypem Jamesa Harrisona byłby ostatni z wielkich klasycznych aktorów brytyjskich, sir Ralph Richardson. W latach 20. XX wieku występował na londyńskich scenach i na Broadwayu. Mimo bogatej kariery filmowej nigdy nie porzucił teatru. Z upodobaniem tworzył postacie ekscentryków i sam za takiego uchodził. Przed II wojną światową grał często, nie wybierając ról. A w latach 60. zaczął występować w wielkich, bardzo komercyjnych produkcjach międzynarodowych.
Polskie czytelniczki pokochały Twoją sagę „Siedem Sióstr”. Do napisania tego cyklu natchnęły Cię greckie mity o konstelacji siedmiu sióstr, Plejad. Dlaczego wybrałaś tak odległą w czasie historię jako inspirację?
Lucinda Riley: Astrologiczne i mitologiczne nawiązania nadają tej serii zupełnie nowy, a jednocześnie bardzo uniwersalny wymiar. Sprawiło mi dużą przyjemność wplatanie w fabułę motywów znanych od czasów starożytnych – to naprawdę koronkowa robota. Na całym świecie istnieje wiele mitów, które bazują na opowieści o siedmiu siostrach – od Majów, przez Greków, aż po Aborygenów. Ja postanowiłam użyć greckich mitów jako pewnego rodzaju schematu dla postaci i niektórych aspektów fabuły. Świetnie się bawiłam, wymyślając anagramy i ukryte wskazówki oparte na tych mitach. Leonora, moja najmłodsza córka, stworzyła anagram dla przybranego ojca sióstr, który jest wzorowany na Atlasie, tytanie podtrzymującym świat i niebo na ramionach. Dodając „P” od Pleione, imienia ich matki, wymyśliła „Pa Salta” – imię idealne dla ojca, który ponad wszystko kocha słone morze. W opowieściach jest dużo więcej anagramów – pozostawię czytelniczkom przyjemność ich odszukania i rozszyfrowania.
Oczywiście zadbałam o to, by czytelnicy podążający za historią powieściowych sióstr nie musieli wcale znać mitów. Jestem bardzo ostrożna i bardzo dbam o to, by moje siostry pozostały współczesnymi kobietami – choć więc ich wspólną cechą jest posiadanie mitologicznej imienniczki, to każda z nich ma indywidualne cechy, pragnienia, potrzeby i umiejętności – tak, jak każda z nas.
Dla bohaterek tego fascynującego cyklu powieściowego – pięknych, mądrych i utalentowanych nowoczesnych kobiet znalazłaś mitologiczne pierwowzory. Podołałaś ogromnemu wyzwaniu, łącząc tak odległą przeszłość ze współczesnością. Ale wydaje mi się, że twoim głównym celem było pokazanie silnych kobiet, śmiało walczących o szczęście i szukających swojego miejsca na świecie…
Lucinda Riley: Zdecydowanie tak! Byłam bardzo podekscytowana faktem, że każda z mitologicznych sióstr była, zgodnie z odwieczną tradycją, wyjątkową i silną kobietą. Niektóre podania opisują Plejady jako matki, które zasiały życie na Ziemi – niewątpliwie mity podkreślają ich płodność. Siostry miały dzieci z różnymi bogami, zafascynowanymi ich siłą, pięknem i aurą mistycyzmu.
Chciałam także upamiętnić dokonania kobiet, zwłaszcza tych z przeszłości, które, choć zrobiły wiele, by świat stał się doskonalszym miejscem, pozostały na zawsze w cieniu mężczyzn.
Pomimo, że feminizm z definicji oznacza równość, a nie dominację, a kobiety, o których piszę – zarówno te z przeszłości, jak i współczesne – akceptują potrzebę miłości w swoim życiu, to niekoniecznie decydują się na tradycyjne w formie małżeństwo i posiadanie dzieci. Seria bezwstydnie celebruje niekończące się poszukiwanie miłości i odkrywa niszczące konsekwencje jej braku lub utraty.
Gdy podróżuję po świecie, podążając śladami moich bohaterek – rzeczywistych i fikcyjnych postaci kobiecych – i ich historii, zawstydza mnie nieustępliwość i odwaga poprzednich pokoleń kobiet. Niezależnie od tego, czy walczyły z uprzedzeniami seksualnymi i rasowymi w dawnych czasach, traciły bliskich, zabijanych przez wojny lub choroby, czy też budowały nowe życie po drugiej stronie świata, te kobiety utorowały nam drogę do wolności. Zdecydowanie zbyt często przyjmujemy za pewnik, że zawsze mogłyśmy myśleć, czuć i robić to, na co mamy ochotę.
Co powiedziałabyś czytelniczkom, które jeszcze nie znają twoich książek, żeby zachęcić je do lektury?
Lucinda Riley: Moje powieści są uniwersalne. Chociaż bohaterowie pochodzą z różnych krajów i kultur, to moi czytelnicy utożsamiają się z nimi i podziwiają sposób, w jaki potrafią poradzić sobie nawet w najtrudniejszych warunkach. Uwielbiam pisać o ludziach twórczych, zarówno tych z przeszłości, jak i współczesnych. Same się przekonacie, że kiedy już zaczniecie czytać, nie będziecie chciały rozstać się z moimi książkami. To historie o złożonych, mądrych i silnych kobietach, dokładnie takich, jak wy!