Arogancja i buta popychają świat do przodu. Rozmowa z Tomem Phillipsem
Bartek Czartoryski: Dosłownie przed momentem przeczytałem, że wczoraj biuro prasowe partii konserwatywnej podszywało się na Twitterze pod organizację zajmującą się fact-checkingiem. A skoro ty dla takowej pracujesz, nie mógłbym nie poprosić cię o komentarz.
Tom Phillips: I był to powód, dla którego spóźniłem się na swój samolot do Polski! Nadchodzące wybory są dla mojego kraju niezwykle istotne, a rywalizujące ze sobą partie oferują skrajnie odmienne wizje polityki. Nasz wybór zadecyduje o kształcie państwa na kolejnych kilka lat. Stąd wydaje się, że partie powinny traktować potencjalnych wyborców serio. A ten numer wprowadził ich w błąd. Konto biura prasowego na Twitterze zmieniło nazwę akurat na czas politycznej debaty, ale nadal służyło jako tuba partii konserwatywnej. Dziwię się temu podejściu, bo przecież chcesz sprawić, aby ludzie na ciebie głosowali, aby zobaczyli w tobie kogoś, kto jest zdolny rządzić krajem, a wywijasz taki numer. Nadużywasz zaufania, którym obdarza cię potencjalny elektorat.
Nie ma wątpliwości, że żyjemy w erze fake newsów, ale nie wydaje mi się, aby ta świadomość powodowała, że ludzie weryfikują czytane informacje. Chyba wolimy być nimi karmieni.
Bo tak jest. Ale chyba każdy z nas chętniej słucha opinii, które potwierdzają te nasze, wynika to z ludzkiej natury. Nie zawsze odważamy się zweryfikować coś, co chcieliśmy usłyszeć. I musimy być tego świadomi. Jako człowiek zajmujący się sprawdzaniem informacji muszę być możliwie jak najbardziej obiektywny i uczciwy, czyli muszę sprawdzać i samego siebie, czy mam rację. Trzeba być ostrożnym z samym sobą i nie zawsze ufać swojemu osądowi. Czasem, jeśli uznamy, że dana informacja brzmi aż zbyt dobrze, tym bardziej należy ją sprawdzić. Nie chcę przez to powiedzieć, że to musi być nieprawda. Bynajmniej. Ale nie zaszkodzi zweryfikować. Odrobina samoświadomości może pomóc nam poruszać się po świecie pełnym różnorakich informacji.
Przyznam ci się, że podczas lektury nie potrafiłem się zdecydować, czy Ludzie. Krótka historia o tym, jak spieprzyliśmy wszystko to książka dająca radochę, czy raczej dołująca.
Nie chciałem, żeby moja książka cię za bardzo sponiewierała. Bo jest jednak coś cudownego w tym parciu ku klęsce. Błądzić to przecież rzecz wybitnie ludzka. Chodziło mi raczej o to, że musimy zaakceptować, jacy jesteśmy. I że jednak, mimo wszystko, uczyniliśmy ten świat, przynajmniej dla siebie, lepszym. Osobiście nie chciałbym żyć w żadnej innej epoce niż tu i teraz. Sporo się nauczyliśmy przez setki lat i może tym bardziej frustruje nas to, że ciągle popełniamy te same błędy. Lecz świadomość omylności człowieka jest cenna. Możemy przecież uczyć się na swoich potknięciach, ale nie sprawi to, że nigdy już niczego nie zawalimy. Ale może chociaż będzie się to zdarzało nieco rzadziej? I skutki nie będą aż tak opłakane? Któż to potrafi stwierdzić!
Potrafiłbyś wyprowadzić jakiś uniwersalny mianownik dla opisanych przez ciebie ludzkich pomyłek? Bo trudno chyba wykpić się czymś tak ogólnym, jak głupota.
Głupota też czasem zawiniła, ale częściej powodem klęski bywa zbytnia pewność siebie. Spora część porażek, o których piszę, była dziełem bystrych ludzi usiłujących osiągnąć coś całkiem sensownego. Tyle że popełnili oni ogromne błędy i wydaje mi się, że owym wspólnym mianownikiem jest arogancja i buta. Która z kolei jest niejako naturalnym wynikiem chęci popchnięcia świata naprzód. Bo aby w ogóle do jakiegokolwiek postępu doszło, musimy do naszych pomysłów uparcie przekonywać całą rzeszę ludzi. I nie zawsze bierzemy pod uwagę to, co może pójść nie tak. Nie myślimy o porażce, ale o sukcesie, co oczywiście jest czymś zupełnie zwyczajnym, inaczej zapewne nigdy nie odważylibyśmy się podjąć większego ryzyka.
Powiem ci, a uznaję to za komplement, że twoja książka przypomniała mi o Strrrasznej historii Terry’ego Deary’ego. Uwielbiałem niegdyś tę serię.
O tak, ja też! Ikoniczny tytuł, i myślę tu zarówno o książkach, jak i serialu telewizyjnym. I powiem ci, że jeśli ktokolwiek stwierdzi, że faktycznie udało mi się napisać Strrraszną historię dla dorosłych, to będę z siebie ogromnie dumny, bo to znakomite, mądre książki.
Jak wyobrażasz sobie apokalipsę? Przez lata, czytając powieści sci-fi i oglądając hollywoodzkie blockbustery, przerobiliśmy tyle wizji końca świata, że jest w czym wybierać.
Dobre pytanie, szczególnie że moja kolejna książka prawdopodobnie będzie traktować o tym, jak może się skończyć świat! Ale odpowiadając na twoje pytanie, myślę, że po prostu zgaśniemy, bez żadnego huku i spektaklu. Prawdopodobnie będzie to coś związanego z postępującymi zmianami klimatycznymi, choć chciałbym zauważyć, że świat jest wytrzymały, Ziemia sobie poradzi – to my będziemy mieli przechlapane. Słyszałem jednak kiedyś całkiem niezłą teorię. Pokrótce rozchodzi się o rozpad próżni, czyli o to, że nasz wszechświat napuchnie niczym bąbel i pęknie, uwalniając ogromne pokłady energii, które zmiotą absolutnie wszystko. Nie mam pojęcia, czy fizycy nadal dopuszczają taki rozwój wydarzeń, ale brzmi nieźle. Zgodziłbym się na taki koniec, bez żadnego dramatycznego spoglądania na niebo i tak dalej. Nawet byśmy nie zauważyli naszej zagłady.
Źródło: lubimyczytać.pl, rozmowę przeprowadził Bartek Czartoryski