Opowieść się rozpoczyna…
Za granicami tego świata leżą inne światy.
Są miejsca, w których granice te można przekraczać.
Oto jedno z nich.
Ta opowieść rozpoczyna się w 1887 roku, w zdającą się nie mieć końca noc zimowego przesilenia. Gospoda Pod Łabędziem, stojąca nad brzegiem Tamizy w Radcot, to wymarzone miejsce dla tych, którzy lubią snuć opowieści i którzy lubią tych opowieści słuchać – przy kuflu piwa, smacznym domowym posiłku i ogniu płonącym w kominku. Szczególnie w taką długą zimową noc jak ta…
Stali bywalcy, których praca i życie związały z rzeką, właśnie umilają sobie czas kolejną historią, kiedy w drzwiach pojawia się ciężko ranny nieznajomy. W ramionach trzyma martwą dziewczynkę. Kiedy godzinę później dziecko zaczyna oddychać, nikt nie może w to uwierzyć. Cud? Czy magiczna sztuczka? Nauka zna już takie przypadki, ale wśród mieszkańców osiadłych nad brzegami rzeki wciąż silniejsze są przesądy i wiara w gusła…
Ocalona z odmętów dziewczynka nie wypowiada ani słowa. Nawet gdy opieki nad nią żądają trzy rodziny: Vaughanowie, zrozpaczone zamożne małżeństwo, widzą w dziewczynce utraconą dwa lata wcześniej córkę, która przepadła bez wieści, uprowadzona przez nieznanych sprawców. Robert Armstrong, zamożny farmer, którego dorosły syn nie tylko wpadł w złe towarzystwo, ale też uwiódł i doprowadził do samobójczej śmierci porządną dziewczynę, pragnąłby zaopiekować się wnuczką. Lily, gospodyni księdza, mieszkająca samotnie w chacie nad rzeką, rozpaczliwie chciałaby odzyskać utraconą przed laty siostrę, do której zaginięcia sama się przyczyniła… Kim jest ta dziewczynka? Skąd przybyła? Co ją spotkało na niespokojnej zimą rzece? I czy zrozpaczone rodziny odzyskają wraz z jej pojawieniem się szczęście i upragniony spokój…?
Rzeka, która jest i ta, której nie ma…
Zgodnie z wielowiekową tradycją Anglicy nazywają Tamizę „Ojcem staruszkiem”. A wszyscy ci, których los związany jest z rzeką, znają historię o Cichym – małomównym przewoźniku, który pomaga podróżnym przeprawiać się na drugi brzeg. Gdy zaginęła jego córka, porzucił wszystko, by ją odszukać. Kiedy w końcu jej ciało wydobyto z wody i pochowano, nie mógł się pogodzić z jej stratą. Wyruszył więc w zaświaty i sprowadził dziecko do domu, ale sam musiał na zawsze pozostać na rzece – i od tej pory pomaga ludziom wrócić do żywych lub bezpiecznie przedostać się do krainy umarłych.
W wielu mitologiach i niemal w każdej kulturze woda oznacza kosmiczny prapoczątek, zalążek, narodziny życia i nieustanną zdolność do odradzania się. Tak jak płyną wody rzeki, tak płynie nieprzerwanie nasze życie w ciągle odnawialnym nurcie, biorąc początek ze źródła, aż po kres – ujście do bezmiaru oceanu, w inny wymiar istnienia. Rzeka jest symbolem narodzin, ale też śmierci, przejścia do innego świata. W starożytnej Grecji przez Styks, granicę pomiędzy uniwersum żywych i umarłych, przewoził Charon. Wypicie wody z Lete, innej rzeki podziemnego świata, uwalniało zmarłego od wspomnień o ziemskim życiu.
Dawni Słowianie przerzucali nad rzekami kładki, by duchy ich zmarłych mogły bez przeszkód przedostać się na drugą stronę. Z kolei cmentarze zakładano na przeciwległym brzegu rzeki, ponieważ wierzono, że śmierć nie może pokonać bieżącej wody, więc upiory nie będą nawiedzać mieszkańców osad. Hindusi palą zwłoki nad brzegami, a prochy wrzucają do wody, która zgodnie z ich tradycją oczyszcza z grzechów. Zresztą nawet nasze rodzime topienie Marzanny ma symbolizować nowy początek, odrodzenie, które nadchodzi wraz z wiosną. Rzeka łączy więc i dzieli, jest siedliskiem niezwykłych stworzeń i miejscem, w którym niejedno może się zdarzyć…
Mity, baśnie, opowieści…
Powieściowa historia o Cichym nie bez przyczyny przywodzi na myśl mityczne historie o Orfeuszu i Eurydyce czy Demeter i Persefonie – opowieści, w których krzyżują się światy żywych i umarłych, a ocalenie ukochanej osoby wymaga zejścia do podziemnego świata lub wysłania tam swojego emisariusza. Mity to właściwy trop w tej powieści, która toczy się niczym rzeka – raz spokojnie, raz burzliwie, splatając wątki niczym kolejne dopływy i dążąc do finału, który ułoży tę historię w klarowną całość, tak jak wody rzeki układają się w morzu, gdy wreszcie do niego uchodzą. Podobnie jak baśnie – i to skojarzenie jest tu na miejscu. Wszak mity, baśnie i ludowe bajki to opowieści, które przekazywano z pokolenia na pokolenie, snuto w różniących się niuansami wersjach. Baśniami tłumaczono świat, pouczano przez nie i dawano w nich przestrogi.
Zanim ludzie na masową skalę zaczęli produkować i czytać powieści, opowiadali sobie historie – znamy je z mitów i eposów, bajek i baśni, ale też… ze średniowiecznych „Opowieści kanterberyjskich” Geoffreya Chaucera (które, zupełnie jak u Setterfield, również są opowiadane ku uciesze i przestrodze przez pielgrzymów zebranych w przydrożnej gospodzie), renesansowego „Dekameronu” Giovanniego Boccaccia czy oświeceniowego „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego. Te trzy ostatnie dzieła to hołd złożony tradycji ustnej opowieści – to historie, które rodzą historie, jednoczące i angażujące.
Zresztą, jak mówi Diane Setterfield, nie wystarczy napisać książkę, prawdziwe życie daje jej dopiero czytelnik – ten pierwszy i każdy kolejny, który odczytuje ją na nowo w nieco lub w zupełnie inny sposób. Przez nawiązania literackie autorka składa głęboki ukłon także mistrzowi dziewiętnastowiecznej powieści angielskiej – Charlesowi Dickensowi. Wykreowane przez nią postacie dzieci, drobnych przestępców i bezwzględnych zbrodniarzy mogłyby śmiało pojawić się na kartach Dickensowskiego „Nicholasa Nickleby’ego” czy „Olivera Twista”. A tak mrocznej i misternie utkanej fabuły nie powstydziłyby się mistrzynie powieści gotyckiej Ann Radcliffe i Emily Brontë.
Między dawnymi a nowymi czasy…
Nad brzegiem Tamizy nadal żywe są przesądy i bajki – bywalcy gospody Pod Łabędziem wciąż bardziej skłonni są wierzyć w powstanie dziecka z martwych i jego nieziemskie pochodzenie, niż w śmiałą teorię Darwina o ewolucji gatunków. Ale i tutaj powoli dociera wiedza i technika.
Ta pierwsza w postaci wykwalifikowanej pielęgniarki i doświadczonej, choć niedyplomowanej lekarki, Rity Sunday – tej, która wyczuła w uratowanej topielicy nikłe oznaki życia. A także w osobie pani Constantine, specjalistki z Oxfordu, którą dziś nazwalibyśmy terapeutką, z którą konsultuje się zrozpaczony Anthony Vaughan, ojciec uprowadzonej przed dwoma laty dziewczynki. Ta postać, jak opowiada w wywiadach autorka, wzorowana jest na amerykańskim lekarzu Williamie Jamesie – jednym z pierwszych psychologów, poprzedniku Freuda (i bracie pisarza Henry’ego Jamesa), który w czasie gdy rozgrywa się akcja powieści, tworzył podstawy psychoanalizy.
Z kolei technika wkracza do małej wioski dzięki Henry’emu Dauntowi, który bohatersko ocalił z odmętów tajemniczą dziewczynkę. I on ma swój pierwowzór w rzeczywistej postaci: to Henry Taunt, fotograf i wydawca, który miał barkę mieszkalną z kompletnie wyposażoną ciemnią. W ciągu całego życia zrobił pięćdziesiąt trzy tysiące zdjęć techniką mokrego kolodium. Stworzył pełną dokumentację wiktoriańskiej Tamizy.
To dzięki jego fotografiom, czerpiąc przy tym z najlepszych literackich źródeł, oraz za sprawą niezwykłej pracowitości i talentu, Diane Setterfield stworzyła urzekającą, wielowymiarową, pełną zagadek powieść, przesyconą folklorem i tajemniczością. Rysowane w niej granice między rzeczywistością a fantazją są ulotne, a opowieść płynie zmiennym nurtem, jak niekontrolowane wody rzeki..
*Prace nad serialem telewizyjnym, ekranizacją powieści Diane Setterfield Była sobie rzeka, już się rozpoczęły. Za jego realizacje odpowiada ekipa filmowa stojąca za sukcesem takich brytyjskich hitów serialowych, jak „Broadchurch” i Grantchester”.